Lubin i jego artyści plastycy oraz twórcy rzemiosła artystycznego do 1945 roku.

Źródło: Międzynarodowe Polsko - Niemieckie Sympozjum "Lubin dawniej i dziś – wspólne dziedzictwo kulturowe", Towarzystwo Miłośników Ziemi Lubińskiej Lubin 2002; Autor: Rainer Sachs, Attache Kulturalny Konsulatu Republiki Federalnej Niemiec we Wrocławiu

Położony przy wschodnim skraju Borów Dolnośląskich Lubin przeżył poważniejszy rozwój de­mograficzny dopiero w wyniku powstawania Zagłę­bia Miedziowego w latach 60-tych zeszłego stule­cia. W ciągu tylko jednego dziesięciolecia liczba mieszkańców wzrosła czterokrotnie do ok. 30 000. W okresie niemieckim wzrastała stopniowo, ale sta­le: liczba lubinian wynosząca pod k. XVIII nieco ponad 2000 powiększyła się do ok. 11000 w 1939 roku1. Wobec tak małej liczby mieszkańców oraz bra­ku instytucji stymulującej rozwój produkcji arty­stycznej, np. ośrodka pątniczego, oczywiste jest, że wytwórczość luksusowa na tym terenie miała raczej skromne możliwości rozwoju. Dodatkowo do dziś dnia nie przeprowadzono bardziej szczegółowych badań nad historią sztuki Lubina. W tej sytuacji fakt, iż udało się udokumentować życie i twórczość po­nad 50 lubińskich artystów i twórców rzemiosła artystycznego, należy uważać za miłą niespodziankę. Struktura uprawiania poszczególnych gałęzi sztuk plastycznych i rzemiosł artystycznych wykazuje, że prawie wszystkie te zawody uprawiano w mieście sporadycznie. Wyjątek stanowią złotnicy, których było co najmniej dwudziestu sześciu i konwisarze, których doliczyć się można siedmiu. Powyższe licz­by dają do myślenia, gdyż względnie dobra znajo­mość historii właśnie tych dwóch zawodów w mie­ście wynika ponad wszelką wątpliwość z tego, iż wła­śnie tym tematem zajmował się w swoich niezastą­pionych do dziś badaniach wrocławski historyk sztu­ki, Erwin Hintze (por. niżej). Szczególnie frapująca jest niska liczba poznanych dotychczas garncarzy (4), albowiem rzemiosło to prawie zawsze i we wszyst­kich miastach śląskich miało zdecydowaną przewa­gę liczebną w stosunku do konwisarzy. Jak mało pomocna była lubińska struktura miejska dla artystów dokumentują losy jednego z najbardziej znanych tamtejszych mieszkańców, urodzonego tu 12.3.1760 r. architekta i grafika Friedricha Gottloba Englera, który, by uzyskać odpowiednie warunki dla rozwo­ju swego talentu musiał opuścić rodzinne2 miasto. Obecnie znamy tylko jednego artystę średniowiecznego działającego w Lubinie – Erwin Hintze natrafił podczas swoich badań nad złotnictwem śląskim na wzmiankę źródłową z 1364 r. o auri faber de Lubin3. Starsi badacze widzieli w Nicolausie de Pruzie nie tylko pisarza, lecz także iluminatora legendy o Św. Jadwidze4 powstałego w 1353r. Kodeksu Lubińskie­go – gdyby to było prawdą liczba znanych artystów średniowiecznych działających w tym mieście uro­słaby do dwóch. Teorię tę jednak w świetle now­szych badań należy raczej wykluczyć5.

Liczba działających w Lubinie w różnych okre­sach artystów jest bardzo dokładnym indykatorem o stanie miasteczka w ogóle. Podczas jego najwięk­szego rozkwitu w czasach przed wojną 30-letnią miasto było w stanie utrzymać trzech złotników wraz z ich rodzinami. Niektórzy z nich, jak np. Blasius Laubitzki, który 21.10.1603 r. w Legnicy poślubił Dorotę, córkę nieżyjącego już tamtejszego mieszkańca Georga Hofmana6, zdobyli uznanie nawet w większych ośrodkach. W pierwszej fazie wojny liczba ich spadła do dwóch, a po 1633 r, do jednego złotnika. Tę zapaść przezwyciężono po raz pierwszy i ostatni w latach 90-tych XVII w., kiedy to liczba warszta­tów złotniczych w mieście znów wzrosła do dwóch. W wyniku wojen śląskich po raz kolejny zmniejsza się ona do jednego tylko przedstawiciela tego zawo­du w mieście. Taka niekorzystna sytuacja w branży utrzymuje się do końca okresu niemieckiego.

Przy tak małej liczebności było rzeczą oczywistą że lubińscy złotnicy nie mogli utworzyć wła­snego cechu, byli natomiast członkami cechu głów­nego księstwa legnickiego w Legnicy jako tzw. mi­strzowie zamiejscowi. Okazuje się jednak, że współ­praca z cechem legnickim pozostawiała często wie­le do życzenia – przykładowo w 1731 r. udzielono urzędowego upomnienia o konieczności wypełniania swoich obowiązków członkowskich lubińskim złotnikom Johannowi Michaelowi Uhlichowi i Ada­mowi Friedrichowi Kohlerowi7. Fakt, że wyroby złotników lubińskich były, o ile w ogóle, cechowa­ne puncą legnicką a nie lubińską, spowodował, iż do dziś z zachowanej masy zabytków nie wyodręb­niono ani jednego dzieła złotników lubińskich.

Tylko w kilku przypadkach posiadamy nieco więcej informacji o życiu mistrzów prócz przybliżonych dat ich urodzin i zgonu. Jeden z synów Zachariasa Heynera, zmarłego w październiku 1671 roku w Lubinie8, Gottfried, kontynuował w latach 1672-1716 profesję ojca we Wrocławiu9, w przypad­ku lubińskiego złotnika Schorskego w Schlesische Provinzionalblatter doniesiono o urodzinach jego syna 6.4.1838 r.10, a o jubilerze Franzu Antonie Weltike wiemy, że przed swoim okresem lubińskim co najmniej w latach 1907-1912 działał w Bytomiu na Górnym Śląsku”. Ponadto księgi metrykalne kato­lickiego kościoła parafialnego w Lubinie odnotowu­ją, iż żona tego ostatniego, Margarete Klara Marta z domu Hauck, która, jak sam Weltike, była kato­liczką, urodziła 12.11.1915 r. syna, którego 1 grud­nia tegoż roku ochrzczono i nadano imiona Karl Franz Hugo Josef. Ojciec dziecka był ponadto w dniu 6.2.1926 r. w tym samym kościele chrzestnym dziec­ka lubińskiego nadsekretarza urzędu katastralnego, Theodora Trocha.12

Dzięki badaniom Erwina Hintzego stan naszej wiedzy o konwisarzach lubińskich jest lepszy niż o złotnikach. Na szczególną uwagę zasługuje rodzi­na Trepkau, w której nie tylko Martin (wzm. 1581-1595)13, lecz także dwoje z jego trojga dzieci, kon­tynuowało tradycje zawodowe ojca – Hans (* 1584, + po I619)14 w Lubinie i Georg (* 1581, + przed 15.1.1617)’5 w Legnicy. Fakt uczenia się przez Geo­rga zawodu do 8.5.1604 r. u średzkiego mistrza Tobiasa Brachmanna, a nie u swego ojca, każe się do­myślać, że ten już nie żył. Śmierć Margarethy, wdo­wy po Georgu, w 1617 r. w Lubinie wskazuje na to, że ta śląska rodzina właśnie z tym miastem była naj­bardziej związana. Po seniorze owej trójcy konwisarskiej zachowało się nawet dzieło, fakt zupełnie odosobniony w historii lubińskiego konwisarstwa. Jest nim ufundowany w 1593 roku wilkom lubiń­skich krawców, obecnie przechowywany w Kunstgewerbemuseum w Dreźnie.16

Niestały tryb życia prowadził prawdopodobnie ostatni lubiński konwisarz, Gottfried Janisch. Urodzony w 1636 r. jako syn świdnickiego kupca Geo­rga Janischa, ożenił się w 1669 z przebywającą u swego szwagra, mistrza konwisarskiego Johanna Rudela, Dorotheą, córką legnickiego furmana dalekobieżnego Caspara Scholtza.17 W dniu 14.6.1670 r. uzyskał jako członek cechu cesarskiego za 4 tal. pra­wo miejskie Brzegu18. Kilka lat potem, w 1677r., za­mieszkał w Strzelinie19, gdzie 8 sierpnia tegoż roku pochował swoją najmłodszą córkę, a 11.6.1694 żonę Dorotheę. Przy tej drugiej okazji dowiadujemy się, że w owym czasie nie wykonywał już swojego za­wodu, gdyż służył jako żołnierz w wojsku cesarskim. 22.1.1696 r. ożenił się ze znacznie młodszą od sie­bie Kathariną (*1767), wdową po mieszkańcu Strze­lina Friedrichu Neuwaldzie.20 W ostatnich latach swego życia przeniósł się, znów podejmując pracę w zawodzie, do Lubina, gdzie pochowano go 16.6.1706 roku.21 Przypuszczalnie był ostatnim przedstawicielem swojej profesji w tym mieście, w każdym razie nie znamy żadnych innych konwisarzy lubińskich z późniejszego okresu.

Słabsza znajomość garncarzy niż konwisarzy w Lubinie wynika przypuszczalnie tylko ze złego sta­nu badań tego tematu.22 Najstarsza wzmianka odno­si się do Georga Hahna, syna krawca i pojawia się w źródłach tylko dlatego, że 5.7.1561 r. został aresztowany w Lubinie za potrójne morderstwo, za co wy­konano na nim 20 sierpnia tegoż roku we Wrocła­wiu wyrok śmierci.23 Zmarły 8.5.1696 r. w Lubinie czeladnik garncarski, Georg Jeencke, posiadał naj­wyraźniej dobre kontakty z Brzegiem, gdzie 27 te­goż miesiąca ogłoszono jego śmierć z ambony brze­skiego kościoła p.w. Św. Mikołaja.24 O istnieniu lu­bińskiego garncarza o nazwisku Stricker wiadomo tylko dlatego, że jego żona Regina, córka mieszkań­ca Góry Śląskiej Georga Pftitzera, miała w swoim rodzinnym mieście w 1706 r. spór spadkowy ze spadkobiercami po niejakim Müllerze.25Świadectwem wyżyn, które mogło osiągnąć garncarstwo lubińskie jest fakt, że tutejszy mistrz Johann Georg Engelhardt dostarczył pomiędzy 1752 a 1756 r. co najmniej 5 pieców dla zamku w Leśnicy (obecnie dzielnica Wrocławia)26, który słynął ze swego wybornego wy­posażenia. Pałac został niestety w 1945 roku, daw­no po kapitulacji Niemiec, podpalony przez żołnie­rzy radzieckich, dlatego dziś już nie sposób podzi­wiać dzieła mistrza Engelhardta.

Względnie wcześnie, ale osobą tylko jednego przedstawiciela reprezentowane są następne, dwie gałęzie rzemiosła artystycznego: o mieczniku Christophie Scheer wiemy dlatego, że w źródłach wy­stępuje notka o wysłaniu 3.6.1619 r. jego syna Davida na naukę do wrocławskiej szkoły przy kościele św. Marii Magdaleny27, o grawerze kamieni Georgu – ponieważ istnieje przekaz na temat sprawowania funkcji ojca chrzestnego nieślubnego dziecka w dniu 25.2.1627 r. w Legnicy28 przez jego syna Johannesa.

Z jakimi trudnościami bytowymi czasem borykali się artyści lubińscy unaocznia los malarza Balthasara Müllera, autora dwóch malowanych epita­fiów z 1609 roku w lubińskim kościele NMP, jedne­go ze sceną Biczowania Chrystusa, drugiego z Po­kłonem Trzech Króli.29 Na okoliczność pogrzebu jego żony Barbary, którą pochowano 29.4.1625 r. w Jaworze, określono jego zawód jako malarza i piekarza!30 – najwyraźniej profesja artystyczna nie za­pewniała jego rodzinie dostatecznych warunków bytowych. Stwierdzenie Hansa Joachima Kubacha i Joachima Seegera, że pochodzący z Gdańska ma­larz Georg Scharte był w 1698 r., kiedy to malował ambonę, ołtarz i chrzcielnicę w Lubanicach w powiecie żarskim, mieszkańcem Lubina31, polega przy­puszczalnie na pomyłce, ponieważ jego status miesz­czanina Wrocławia jest bardzo dokładnie udokumen­towany od momentu przybycia do miasta w 1686 r. do jego śmierci tamże w dniu 21.12.171232. Podob­nie wygląda sytuacja w przypadku budowniczego organów Gottlieba Mussiga, któremu Schlesisches Kirchenblatt przypisuje w 1842 r. budowę za 850 tal. rzeszy organów (10 głosów w manuale, 4 w pe­dale) dla katolickiego kościoła parafialnego w Ści­nawie i wskazuje na Lubin33 jako jego stałe miejsce zamieszkania.

Również o mieszkających w Lubinie rzeźbiarzach wiemy obecnie niezbyt wiele. Jedynym wyjątkiem jest pod tym względem mieszkający przejściowo w Lubinie Julius Felsnagel. Urodzony w 1824 roku w Głogowie ukończył w swoim rodzinnym mieście naukę zawodu introligatora i w 1843 r. spełnił swój obowiązek wojskowy. Następnie pracował jako czeladnik introligatorski w Lubinie, gdzie potrzeba two­rzenia zainspirowała go do realizacji coraz to no­wych dzieł. Wykonał z korka prospekty architekto­niczne, m. in. katedry kolońskiej czy bazyliki św. Piotra w Rzymie, które wystawiono w 1842 r. we Wrocławiu, rzeźbił ruchome figurki z drewna, bu­dował szopkę, do której dołączył zegar, będący ko­pią zegara ściennego jego babci oraz organy, które mogły odegrać przy użyciu walca pięć pieśni, a na których można było też za pomocą klawiatury grać metodą tradycyjną. Dla jednego zrobionego przez siebie modelu wiatraka skonstruował mechanizm, który poruszał jego skrzydła przez trzy godziny bez potrzeby ponownego nakręcania. Po wystawach we Wrocławiu i Monachium jego dzieła stały się tak znane, że eksportował je do wielu krajów świata. W późniejszych latach artysta-samouk, który nota bene wykonał też nagrobki piaskowcowe dla swo­ich rodziców i przyjaciół34, przeniósł się do Nowe­go Miasteczka, gdzie budowniczy Kleinberg w 1888 r. budował wieżę tamtejszego kościoła ewangelickiego według projektu Felsnagla35.

O pozostałych czterech rzeźbiarzach, którzy mieszkali w Lubinie, wiemy znacznie mniej. Podczas swojej wędrówki czeladniczej zahaczył o Lu­bin w styczniu 1891 r. urodzony 28.4.1858 w Werling na Ziemi Lubuskiej Hermann Baganz, który jednak już 29 tegoż miesiąca przeniósł się do Sobót­ki.36 Czasopismo fachowe Der Bildhauer- und Steinmetzmeister wzmiankuje o śmierci lubińskiego rzeźbiarza w kamieniu Paula Knabe (* 1881), zmarłego 7.1.193937; a o jego koledze po fachu, Regnowskym, wiemy tylko, że już nie żył, kiedy wdo­wa po nim Johanna została 2.11.1898 r. matką chrzestną syna wrocławskiego mistrza magazynierskiego, Friedricha Voigta38. Rzeźbiarz w drewnie Karl Oswald Leberecht Spitzer przybył przypusz­czalnie z Niemiec Środkowych do Lubina, w każ­dym razie jego syn Ernst Heinrich, z zawodu hy­draulik, który 15.2.1908 r. ożenił się w Świdnicy, urodził się 29.10.1882 we Freiburgu nad rzeką Unstrut.39

Artystyczną obróbkę metalu reprezentują w Lubi­nie jeszcze dwie profesje: gyrtlerze i rusznikarze. W pierwszym przypadku źródła wymieniają Josefa Fleischhauera, który zmarł Lubinie przed 24.7.1890r.40 oraz służącego w 1942 w Wehrmach­cie Leopolda Faschinga, którego syn Leopold uro­dził się 20.1.1942 w Lubinie i został ochrzczony w tamtejszym kościele katolickim 3 maja tegoż ro­ku41. Większe znaczenie dla stanu gospodarczego mu­siały mieć przedsięwzięcia rusznikarza Friebla, o któ­rym przekazywano w 1868 r. jako o właścicielu fa­bryki siodeł z żelazną konstrukcją nośną. Fabryka zatrudniała od 50 do 60 pracowników i produkowa­ła miesięcznie ok. 600 siodeł. W momencie sprawozdawczym fabryka dostarczyła wojsku pruskie­mu już 14 000 siodeł.42 Inny rusznikarz, mistrz bro­ni Paul Hoffmann zw. Walter43, przypuszczalnie tra­fił do Lubina wykonując swoje obowiązki służbo­we, w każdym razie służył przedtem kilka lat w Je­leniej Górze.44

Ważnym czynnikiem w życiu gospodarczym miasteczka była działająca w Lubinie fabryka instrumen­tów muzycznych, która w czasach ciężkich także fabrykowała meble kuchenne i drewniane lampy sto­jące. Źródła lubińskie odnotowują w latach 1904-1906 kilku jej pracowników, np. Paula Andersohna, Marię Artelt, Annę Grutkę i Annę Winkler.45

Ze względu na, co należy jeszcze raz podkreślić, fatalny stan badań nad historią sztuki i rzemiosła artystycznego w Lubinie podsumowanie spostrzeżeń musi się ograniczyć do nakreślenia ogólnych zary­sów. Bez wątpienia miasto przeżyło swój najwięk­szy rozkwit przed wojną 30-letnią, potem rozwijało się bardzo powoli. Pomimo to od czasu do czasu wybitniejsi artyści tu urodzeni, jak wspomniany na początku Friedrich Gottlob Endler lub talenty samo­rodne, jak Julius Felsnagel, sławili nazwę Lubina w szerszych kręgach. Dla poważniejszego rozwoju zawodów artystycznych i luksusowych małemu mia­stu brakowało zaplecza ekonomicznego.

Zobacz przypisy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.